Pierwsi uczniowie zaczęli ferie zimowe. Część z nich wyjedzie za granicę, jeszcze inni w góry, a niektórzy nie wyjadą nigdzie. Cofnijmy się w czasie i zobaczmy, jak wyglądały ferie zimowe w PRL.
W latach 80-tych ubiegłego wieku nikt nie martwił się tym, że na ferie może zabraknąć śniegu.
Jak sypnęło, to najczęściej paraliżowało cały kraj, a szkoły i przedszkola odwoływały zajęcia. Na stokach narciarskich zalegał naturalny śnieg. Nikt nie słyszał o sztucznym śniegu i naśnieżaniu. Ówczesna młodzież była trochę bardziej pomysłowa. Do dobrej zabawy wystarczyła zamarznięta kałuża, po której można było się ślizgać albo ośnieżona górka, z której można było zjeżdżać sankami albo na byle czym.
Jeśli ktoś nie miał sanek albo nart to nie było tragedii. Lepiono bałwana, prowadzono bitwy na śnieżki, ślizgano się na lodowiskach wylanych przez strażaków, które najczęściej były na szkolnych boiskach i... zlizywano sople. Jeśli ktoś miał możliwość, to wyjeżdżał na zimowiska organizowane przez zakłady pracy, a ci to zostawali na miejscu mogli spędzić ten czas w klubie osiedlowym.
Zapraszamy na sentymentalną podróż w czasie. Przypomnijmy sobie, jak dawniej wyglądał wypoczynek zimowy.